Wybrani
- Jasia B.
- 13 sty 2020
- 4 minut(y) czytania
Znowu nie macie co oglądać? Skończyliście kolejny serial na netflixie i odczuwacie tę jedyną w swoim rodzaju pustkę? Oczywiście moglibyście teraz w końcu pouczyć się do sesji albo chociaż sięgnąć po jedną z książek ze sterty "do przeczytania", piętrzących się na waszej szafce nocnej. Ale, jak wiadomo, najlepszy sposób na poserialowego kaca to potraktować klin klinem. I tu wkraczam na scenę ja, niosąc odsiecz! W kolejnych trzech wpisach, poczynając od dzisiejszego, chcę opowiedzieć wam o trzech serialach, które według mnie są warte waszego czasu. Nie są to bardzo popularne produkcje i nawet jeśli o nich słyszeliście, to bardzo prawdopodobne, że od razu stwierdziliście, że nie są dla was. Może okazać się, że rzeczywiście nie są. Ale naprawdę warto jest dać im szansę.
Zacznę od mojego najświeższego odkrycia, bo jest tak piękne, że muszę się nim jak najszybciej podzielić!
Odkąd wynaleziono taśmę filmową i kamerę, podjęto wiele prób, mniej lub bardziej udanych, zekranizowania historii Jezusa Chrystusa. Twórcy biorący na warsztat tę opowieść, od razu jeden podstawowy problem mają z głowy: fascynująca, pełna zwrotów akcji i wielowymiarowych bohaterów, a do tego prawdziwa historia została już za nich napisana. Ale cała reszta już nie jest taka prosta. Aby oddać sprawiedliwość ewangelicznej opowieści nie wystarczą tylko dobre chęci, ani nawet całe morze talentu. Trzeba pozwolić, aby przenikał ją Duch Święty. To On powinien być głównym producentem całego projektu.
Jestem przekonana, że tak właśnie jest w przypadku serialu The Chosen. Skupmy się najpierw na samym tytule, bo jego zrozumienie było dla mnie kluczowe do właściwego odbioru całej produkcji. Jeszcze przed rozpoczęciem oglądania założyłam z góry, że tytuł odnosi się do Jezusa - wybranego przez Boga, by zbawić świat. Ale w miarę zagłębiania się w opowieść, uświadomiłam sobie, że chodzi raczej o ludzi, których to Jezus wybiera, aby poszli za nim. Są wśród nich opętani, krnąbrni i pyszni, cudzołożnice i kolaboranci. To właśnie na nich Jezus wskazuje, dosłownie woła ich po imieniu, a później, gwałtownie lub stopniowo, przemienia ich umysły i serca. Pięknie jest patrzeć na to, jak Jezus do każdego z nich podchodzi indywidualnie, bo wie, że chociaż wszyscy potrzebujemy miłości, to nie każdy potrafi przyjąć ją w taki sam sposób.
Tym, co wyjątkowe w przedstawieniu tych relacji jest nacisk kładziony na człowieczeństwo Jezusa. I nie zrozumcie mnie źle; to nie tak, że Jego Boska natura zepchnięta jest na dalszy plan. Absolutnie nie! Jest tak samo, potężny, niepojęty i czyniący cuda, jak znamy Go z Ewangelii. Ale często mamy tendencję do zapominania o tym, że tak, jak jest On w pełni Bogiem, tak w pełni jest też człowiekiem i, jak mówi Pismo, stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu (Hbr, 4, 15). Ta Jego ludzka natura jest w przepiękny sposób wyrażona, gdy śmieje się i przekomarza z apostołami, tańczy na weselu w Kanie i bawi się z dziećmi kamykami i muszelkami.
Ale nie tylko postać Jezusa przedstawiona jest w serialu w sposób złożony i wielowymiarowy. Jak już wspomniałam, bardzo ważni w serialu są ludzie, których Zbawiciel spotyka na swojej drodze. Jego Matka, Maria i Maria Magdalena, Szymon i Andrzej, Jakub i Jan, faryzeusz Nikodem oraz współpracujący z rzymskim okupantem celnik Mateusz. Dla nas są oni zazwyczaj przede wszystkim świętymi kobietami i apostołami-wybrańcami, ale byli przecież jednocześnie najzwyklejszymi ludźmi, zmagającymi się z codziennymi, przyziemnymi problemami i własną słabością (i chociaż Maryi grzech nie dotyczył, nie oznacza to przecież, że nie ogarniały jej nigdy wątpliwości, niepewność i strach).
W serialu Szymon (późniejszy św. Piotr) ma kochającą, wyrozumiałą, ale jednocześnie stanowczą żonę o imieniu Eden. I wcale nie jest to inwencja twórców, bo wiemy przecież z Ewangelii, że Szymon miał teściową, musiał więc też mieć żonę, prawda?
Z kolei elementem dodanym przez scenarzystów, który ogromnie mi się spodobał, jest przedstawienie postaci św. Mateusza nie jako dojrzałego mężczyzny, czy nawet starca, jak na niektórych obrazach, ale jako młodzieńca z zaburzeniem psychicznym, znanym nam dzisiaj pod nazwą zespołu Aspergera. Mateusz jest ponad przeciętnie uzdolniony matematycznie, dlatego doskonale odnajduje się w roli poborcy podatków. Ma za to wyraźne problemy z odczytywaniem metafor, nigdy nie rozumie żartów i wszystko musi mieć dla niego logiczne wytłumaczenie. Dlatego kiedy jest świadkiem cudu dokonanego przez Jezusa nad jeziorem Genezaret, chce za wszelką cenę odkryć źródło tego, co przecież wydawało się niemożliwe i w ten sposób zostaje uczniem Rabbiego z Nazaretu.
Chciałabym jeszcze przez chwilę skupić się na postaci Jezusa. Doskonały scenariusz i świetnie napisane dialogi to jedno, ale to, jak aktorzy odegrają swoich bohaterów, to już zupełnie inna sprawa. Jonathan Roumie w roli Jezusa to jest totalny fenomen i oficjalnie został moim ulubionym Jezusem w historii kinematografii! Nie jest mężczyzną przystojnym w oczywisty sposób, ale ma w sobie takie piękno, które sprawia, że nie można oderwać od niego wzroku. I to spojrzenie jego oczu przepełnionych po brzegi bezgraniczną miłością - nie potrafię policzyć ile razy wzruszył mnie tym spojrzeniem do łez. Ale do łez potrafił mnie też rozśmieszyć, bo jego Jezus ma pyszne poczucie humoru!

Na razie powstał jeden sezon The Chosen, ale twórcy planują jeszcze kolejne sześć lub siedem. Jak mówi sam reżyser, Dallas Jenkins, bardzo zależy im na tym, aby dać tej jedynej w swoim rodzaju historii cały czas na jaki zasługuje, aby rozwijać ją we właściwym tempie, nie pomijając żadnych istotnych szczegółów, żadnego Jezusowego spojrzenia ani uśmiechu. Ja już nie mogę się doczekać!
Do następnego!😘
P. S. Jeśli chcecie obejrzeć The Chosen, możecie zrobić to za darmo. Wystarczy tylko ściągnąć aplikację o tej samej nazwie i gotowe!
Commentaires