Ten pan od czasu
- Jasia B.
- 5 gru 2019
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 20 gru 2019
Byłam ostatnio u zegarmistrza. Czy to nie brzmi romantycznie?😉 Dla mnie tak. Może dlatego, że nigdy wcześniej u zegarmistrza nie byłam.
Kojarzycie te memy z cyklu "wiesz, że stałeś się dorosły, jeśli..."? Na przykład: "Wiesz, że stałeś się dorosły, jeśli jesteś podekscytowany nową gąbką do mycia naczyń" albo "Wiesz, że stałeś się dorosły, jeśli zjadasz też obitą część banana, bo przecież za niego zapłaciłeś".
Przyszło mi do głowy, że być może samodzielna wizyta u zegarmistrza też jest oznaką dorosłości. Jak wiemy szczęśliwi (i dzieci) czasu nie liczą. A w życiu dorosłego czas jest bardzo drogą walutą, każda minuta jest na wagę złota.
A może warto jednak czasami ten czas zmarnować. Właśnie tak jak dzieci, które potrafią godzinami gotować zupę z trawy, albo wpatrywać się niebo, obserwować chmury i wołać: "Ta w kształcie dinozaura teraz wygląda jak motyl!".
Ale znów zapędzam się w filozoficzne rozważania, a dzisiaj miało być lekko i przyjemnie! Więc jeszcze trochę o samej wizycie u zegarmistrza, bo od tego zaczęłam. Zakład, do którego się udałam mieści się w Poznaniu przy ulicy św. Marcin (właśnie tak, ulica św. Marcin, a nie św. Marcina - bardzo to jest oryginalne i lubię tę nazwę). Po wejściu do środka poczułam się jak w zegarowym raju, bo zewsząd otaczały mnie różnego rodzaju zegary i zegarki, w najróżniejszych kolorach i kształtach. I chociaż to centrum miasta, wewnątrz sklepu nie było słychać zgiełku i wypełniała go atmosfera spokoju, tak jakby czas w nim zwolnił, lub nawet (o ironio!) zatrzymał się. Pan zegarmistrz siedział za ladą, ze specjalną lupą na oku i majstrował coś przy małym, ręcznym zegarku. Zaliczyłabym go raczej do milczków, zamienił ze mną tylko kilka niezbędnych zdań. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało; ta cisza pasowała do aury całego miejsca. Należność za wymianę baterii w zegarku zainkasowała przeurocza starsza pani o ciepłym uśmiechu, zakładam, że żona zegarmistrza. Od niej również emanował spokój i elegancja, była jak żywa wizytówka zakładu.
Wyszłam stamtąd dosłownie po trzech minutach, ale czułam się jak po jakimś relaksującym zabiegu, albo jakbym nawdychała się waleriany. Wszystkie codzienne zmartwienia skurczyły się w mojej głowie do rozmiarów zaledwie "zmartwionek" i jakoś lżej mi się zrobiło na sercu. Dlatego od dziś polecam wszystkim wpaść co jakiś czas do zegarmistrza po dawkę wewnętrznego spokoju i zdrowego dystansu do rzeczywistości.
A na koniec jeszcze piękny klasyk polskiej poezji śpiewanej, który zawsze przychodzi mi na myśl, gdy tylko słyszę słowo zegarmistrz:
Do następnego!😘
Faktycznie! Nie pomyślałam wcześniej o tym podobieństwie:)
Zupełnie, jak w sklepie Ollivanderów, kiedy Harry kupuje swoją pierwszą różdżkę