Jesienna chandra. To pojęcie znam tylko w teorii. Jesień to czas, kiedy oddycham z ulgą po wakacyjnych upałach, odzyskuję siły i chęć do życia oraz nabieram energii do realizacji nowych planów i postanowień. Ale nie myślcie, że jestem zupełnie odporna na wpływy pór roku. Po prostu zamiast jesiennej chandry dopada mnie letnia nostalgia.
Kiedyś myślałam, że jestem w tym odczuciu osamotniona, bo większość osób wokół mnie ubolewała z powodu schyłku lata i początku jesieni. Ale tu przyszła mi z pomocą popkultura i, jak to popkultura, zapewniła, że nie jestem sama ze swoim dziwactwem.
Zarówno Lana z NYC, jak i Taco z Warszawy śpiewają przecież właśnie o tym. Ona jednemu ze swoich najpopularniejszych utworów nadała tytuł "Letni smutek", zaś on przyzał, że "kiedy luty zmienia sięw lipiec" nie potrafi już uciec przed wszechogarniającą nostalgią. Doskonale ich rozumiem.
Dla mnie lato zawsze łączy się z pewną nieodzowną melancholią. I, o ile jej cień ciągnie się za mną właściwie bez przerwy i lubię jego towarzystwo (czasami myślę sobie, że na drugie mogłabym mieć Melancholia), to latem urasta on do takich rozmiarów, że nie może to być zdrowe. Nawet melancholia w nadmiarze szkodzi.
Dlatego wypatruję już jesieni, która jak zwykle zrzuci mi z pleców szary płaszcz letniej nostalgii i zamaszyście zarzuci swój, złocisty, mieniący się w październikowym słońcu jak płynny miód.
Cytując na koniec jeszcze jedną postać z popkultury: "Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym isntnieje październik!".
Comments