Mój ulubiony kwartał roku? Zdecydowanie ostatni! Październik, listopad i grudzień są dla mnie jak trzej dobrzy przyjaciele, których nadejścia niecierpliwie wypatruję, bo wiem, że niosą ze sobą mnóstwo wspaniałych podarków.
Październikowe drzewa ozdobione różnobarwnymi liśćmi - niby klejnotami: rubinowymi, szmaragdowymi, bursztynowymi. Niebo, które nie jest już, tak jak latem, turkusowe, ale ma odcień głębokiego błękitu. Poranne i wieczorne mgły wraz z towarzyszącym im, kojącym chłodem. Zapach palonych liści.
Listopadowe słońce! W żadnym innym miesiącu nie jest tak zachwycające! Znaczne obniżenie łuku słonecznego sprawia, że światło zamiast jaskrawe i oślepiające, jest łagodne i ciepłe. A promienie, rozczesane iglastymi gałęziami świerków, zdają się być strużkami płynnego złota. Może to paradoksalne, ale według mnie właśnie w listopadzie światło słońca ma w sobie królewski przepych i blask.
No i grudzień, który jest jakby jednym wielkim świętem. Stół zastawiony obfitością zimowych zapasów: bakaliami, jabłkami, powidłami ze śliwek, aroniową nalewką. A przy tym stole rodzina z niemniejszą obfitością charakterów, przeżyć, emocji i punktów widzenia. Jeśli miałabym opisać grudzień, to powiedziałabym, że jest właśnie rodzinny i jeszcze świetlisty. Światła roratnich lampionów, choinkowe lampki, ogień w kominku, płomień wigilijnej świecy, blask noworocznych fajerwerków. Ostatni miesiąc roku ma w sobie tyle światła, jakby chciał pokazać, że zakończenia też potrafią być piękne, bo zwiastują nowe początki.
Dlatego nie wiem jak was, ale mnie szalenie cieszy nadchodząca zmiana pór roku i już się nie mogę doczekać tych wszystkich wspaniałości, które przyniosą kolejne miesiące. Oby to był dobry czas! Dla nas wszystkich.
Trzymajcie się i do następnego!😘
Komen